Na lotnisku - w srodku nocy (a jest irracjonalne +3h) wszyscy bylismy zdrowo zakreceni. Gdy na odprawie celnej celniczka zapytala - kak wasza familia - dopiero za trzecim "choroszo" zatrybilem o co naprawde idzie. Urzedniczka byla zdrowo ubawiona. Ja tez. Ot szybko odgrzalem sobie rosyjski.
Z lotniska udalo nam sie dokulac (to dobre slowo) stara "ziguli" kombi na wagzal. Oczywiscie w skladzie kierowca + 5 osob+ caly majdan rzeczy.Tylko ten jeden kierowca podjal sie takiego wyzwania. Normalnie bohater.
Wjazd do Erewania to nielada osobliwosc, szczegolnie w nocy. Czlowieka wita ormianskie Las Vegas. Same neony, nocne kluby, kasyna i nawet mala wieza Eifella jest. A wszystko to poprzetykane luksusowymi salonami samochodowymi.
Na dworcu kolejowym miala byc idylla - 15 minut - informacja turystyczna- tanie noclegi w prywatnych kwaterach. Skonczylo sie na 3 godzinach dreptania w miejscu, rozmow z lokalnymi taksiarzami i pieknym widokiem z peronu - na rozowiejacy o wschodzie slonca Ararat (w zyciu nie myslalem, ze ta gora jest tak blisko Erewania). Po naradach ruszylismy metrem w kierunku centrum, gdzie udalo nam sie znalezc nocleg w apartamencie polecanym przez Lonely Planet i wiekszosc portali internetowych.Szalu nie bylo, ale kwatera w dobrej lokalizacji. Reprezentowala ona typowy dla postradzieckiego stylu bycia bizantyjski przepych (zeby nie powiedziec balagan). Cale mieszkanie uckane bylo roznymi bibelotami i obklejone dywanami. Jedyne czego nam trzeba bylo to snu. Po krotkiej drzemce ruszylismy w miasto.
Erewan sam w sobie robi wrazenie nieco zapomnianego miasta na uboczu dawnego sowieckiego sajuza. Arterie szerokie, budowle wielkie, pomniki do przesady przerysowane i patetycxzne.Zwiedzanie zaczelismy od pomnika 50-lecia sowieckiej Armenii, a skoro 50 lat to i pomnik musi byc bolszoj. Jest to zespol kaskad, schodow z ktorych w miare wchodzenia coraz lepiej widac gorujacy nad miastem Ararat.Oczywiscie, jak wiekszosc radzieckiego eksportu - pomnik jest niedokonczony (bo jesli cos nie jest niedokobnczone to zwykle oznacza , iz jest prowizoryczne). W miescie zaliczylismy (prawie) wszystkie klasyki , z placem republiki wlacznie. To co uderza na pierwszy rzut oka w Erewanie to wszechobecne, wyzierajace z ewszad rury, instalacje, urzadzenia. Nawet na najwyttworniejszym bulwarze miasta mozan zanalec takie kwiatki.
Wieczor zarezerwowany byl dla najwazniejszej dyscypliny sportu w Armenii - pilki noznej, a konkretnie eliminacji do ME 2010 Polska Ukraina. Mecz Armenia - Andora moznaby okreslic jako piata lige europejska, ale doswiadczyc reakcji kibicow na historyczna wygrana tutejszej sbornej 4:0 - bezcenne.Na meczu przysiadl sie do nas ormianin, ktory 10 lat mieszkal w polsce i mowil perfekt po polsku.
Po meczu kiczowaty, ale slynny (ponoc) pokaz swiatlo-dzwiek- wodotryski na placu republiki. Na koniec szybki lawasz na miescie i do lozia. I choc plany byly, by ujrzec wschod slonca nad Erewaniem i Araratem nie udalo mi sie wstac ech... Pozostaja pocztowki...