Dzien zaczal sie od klopotow. Wloch stwierdzil, ze nie jedzie, a japonka, ze jedzie ale tylko w 1 strone. Cena wyjazdu do Uszguli wzrosla znaczaco. Alternatywy nie bylo.
Do Uszguli mozna dojechac wylacznie terenowka.Mimo, ze odleglosc to tylko ok. 40 km, to na jej przejechanie trzeba liczyc ok 3 godzin. Tu w Gruzji droge przelicza sie i wycenia wg godzin i trudnosci. Przykladowo- odcinek Batumi - Zugdidi (nizinno-wyzynny) ok.180 km, czas 3h,cena; 15 lari, odcinek gorski - marszrutka jeszcze daje rade - Zugdidi - Mestia - ok 135 km, 6 godz, 20 lari, odcinek tylko na jeepa - Mestia - Uszguli - ok 40 km, 3h, min. 40 lari.
W Gruzji drogi sa wyznacznikiem cywilizacji - tam gdzie jest droga, chocby najgorsza, cywilizacja dociera. Nowym symbolem rozwoju tego kraju stal sie beton ( nie taki partyjny;-)). Drogi w Kaukazie robi sie bowiem betonowe (przerabia sie te ziemne). Asfalt nie wytrzymalby surowej kaukaskiej zimy i moglby splynac z pierwsza lawina. Zeby uzmyslowic jak bardzo Uszguli jest dalekie od cywilizacji, dosc powiedziec, ze droga do Mestii, stanowiaca pierwszy etap jazdy w tym kierunku w wiekszosci nie jest betonowa, a jest ziemna, a sa tam tez odcinki, na ktorych konieczna jest asysta spychaczy, ktore wyciagaja marsztrutki z blota (stoja tam 24h/dobe). W Mestii zapach betonu mozna poczuc wszedzie. Rzad gruzinski postawil na dynamiczny rozwoj tej jednej z najbardziej zacofanych czesci gruzji (ot taka pomoc dla sciany wschodniej w Polsce, tu jest pomoca dla Kaukazu czyli scieny polnocnej). Kolo Mestii ma powstac kurort narciarski. Buduje sie juz lotnisko (piloci beda mieli nielada zadanie, by ladowac miedzy czterotysiecznikami), buduja sie wyciagi narciarskie, w miescie bloto zmienia si na beton. Za kilka lat to bedzie geruzinskie Davos.
Uszguli to dwie zasadnicze atrakcje:
Sama wiesv wpisana jest na liste swiatowego dziedzictwa UNESCO. Znajduja sie w niej (jak w calej Swanetii, ale tu w wielkim nagromadzeniu) wieze obronne, ktore mieszkancy wsi budowali wlasnym sumptem, by bronic sie przed najezdzcami.Wyobrazcie sobie w srodku gor, w bardzo izolowanym miejscu dwadziescia wiez z kamienia (wygladajacych troche jak nasze jurajskie - tyle ze z innego budulca)wyrastajace ponad zabudowania wsi.
Druga atrakcja jest widok na piekna poludniowa sciane Szchary - najwytzszej gory gruzji i trzeciej najwyzszej w Kaukazie. Nam nie dane bylo ujrzec jej wierzcholka.
Malowniczosci wsi dodaja wszedzie biegajace hordy swin z warchlakami, bydlo i rogacizna, a ze drogi we wsi nie sa ani asfaltowe, ani betonowe, to czlowiek w zasadzie nie wie po czym stapa.
Wracalismy z Uszguli z zamyslem podejscia pod czolo lodowca Chelati, z ktorego widac Uszbe, zreszta widac ja rozniez z drogi (w jednym miejscu). Nasz kierowca, piecdziesiecioparoletni abchazyjczyk, dawniej szef komitetu partii komunistycznej, gdzies w abchazyjskiej prowincji, rzewnie wspominajacy czasy, kiedy to wizytowal z innymi aktywistami polskie zaklady pracy, powiedzial nam, ze Uszba, jesli ktos naprawde kocha gory i naprawde chce ja zobaczyc - nigdy za pierwszym razem nie pokazuje swego oblicza. Niestety mial racje...
Po dojsciu do czola lodowca okazalo sie, ze gora pokazala nam tylko swoj pepek, a jej oblicze zakryte bylo nieprzeniknionym czadorem z chmur. Tym samym dolaczyla do naszej kolekcji nie widzianych w pelni szczytow - po Araracie, Kazbeku, Szcharze...
Po drodze zjedlismy jeszcze tylko typowe swanetyjskie danie - znowu - kuchnia prosta, nie wykwintna, ale wysmienita!
Jutro opuszczamy Mestie... ja z niedosytem... Uszba pokazala swoj charakter.