Pogoda nam sprzyjala - do Erewania ucieklismy przed deszczem, ktory wlasnie rozkrecal sie w Tbilisi. Wzesniej to samo bylo w Mestii, Batumi, Yegeghnadzor... Mielismy szczescie do pogody (nie liczac Aragatsa).
W ostatnim dniu odwiedzilismy targ warzywno-owocowy. Jesli komus wydaje sie, ze to nie atrakcja - koniecznie musi przyjechac do Erewania, by zobaczyc to zjawisko. Takich cudow z owocow u nas nikt nie umie wyczarowac, a gorzalka i koniakowa kontrabanda sprzedawana z zaplecza to naprawde ciekawe zjawisko.
Potem moczenie nog w fontannie na placu republiki.
Tam spotkalismy polakow, ktorych poznalismy na lotnisku lecac w druga strone. To z ich zdjec z Aragatsa (mieli idealna widocznosc) wynikalo, ze nasz cel - poludniowy szczyt gory po prostu strawersowalismy idac w kierunku wyzszego - zachodniego, a ze przy tak sporym wietrze altimetry moga sie powaznie mylic, moge przypuszczac, ze osiagnelismy wysokosc co najmniej 3600 - 3700mnpm. (to tak troche na oslode).
Ostatni dzien to zwykle czas podsumowan. Oba kraje z pewnoscia zapamietam jako kraje do bolu goscinnych ludzi (ich goscinnosc i otwartosc czasami wrecz meczyla. Armenia, mimo iż znacznie biedniejsza od Gruzji jest dla mnie krajem pasjonujacym, w ktorym laczy sie wschod z zachodem, polnoc z poludniem, azja z Europa, tworzac niesamowita mieszanke. Armenia to tez kraj pieknych kobiet i silnych wplywow dawnego zwiazku radzieckiego, dostrzeganych na kazdym kroku.
Gruzja to z kolei kraj ktory jedna noga twardo stoi w Europie, a druga tylko brodzi w azjatyckosci. Jest to kraj, w ktorym wrogo podchodzi sie do Rosji jako państwa, ale w stosunku do rosjan juz nie ma takiego problemu. Jest to kraj bardzo niejednolity, jesli chodzi o tozsamosc narodowa, plemienna, etc., co rodzi spore trudnosci w integracji wewnetrznj i budowie swiadomosci narodowej, zdrugiej jednak strony stanowi o niesamowitym kolorycie tego kraju. Przejezdzajac z muzulmanskiej nadomrskiej Adzarii do gorskiej swanetii czlowiek odbywa podroz w czasie i przestrzeni. Gruzje mozna tez pokochac za doskonale wino i jeszcze lepsza bogata swa prostota kuchnie.
Jadac tam czlowiek wyzbywa sie stereotypow o niebezpiecznych, nieokrzesanych narodach kaukaskich, o powszechnej biedzie, o zniszczeniach wojennych...
Naprawde - warto tam pojechac. Szkoda, ze nie udalo sie zobaczyc wszystkiego, jeszcze bardziej wgryzc sie w tutejsza atmosfere. Nie weszlismy na Aragats, nie ujrzelismy Uszby, nie dotarlismy do Kaketii, Mcchety, Davit Gareja, Tatev... duzo bylo tych "nie", ale to one wlasnie decyduja o tym, ze czlowiek chcce tu wrocic...
Kurcze, jeszcze nie wrocilem do Polski, a juz teskno mi za kolorowym zakaukaziem.