Kazbegi to male miasteczko przy samej granicy z Rosja (ok. 5 km od granicy), a wlasciwie z czeczenia inguszetia i osetia. Do Kazbegi jedzie sie tzw. Gruzinska Droga Wojenna - czyli glowna droga miedzy Tbilisi a Wladykavkazem i Groznym. To wlasnie tedy w 2008 roku rosyjskie czolgi przyjechaly "wyzwalac" poludniowa czesc osetii - znajdujaca sie w granicach gruzji. Zreszta sama droga prowadzi wlasnie wzdluz granic poludniowej osetii. Mimo to - pozostalosci powojennych niew widac. Jest co prawda kilka szkieletow hoteli, ale podejrzewam, ze to raczej niedorobki. Do kazbegi jechalismy z bardzo milym ukraincem z lwowa. Na miejscu udalo nam sie zalapac szybko i taniej niz wynika z przewodnika - lade nive, ktora wywiozla nas na 2200 do kosciolka Tsminda Sameba. Na czym polega piekno tego miejsca? kosciolek jest na wzgorzu nad miastem - z jednej strony jest majestatyczny Kazbek (5047mnpm) - gora symbol Gruzji - ot taki ich giewont tylko ze 2,5 raza wyzszy (ktory oczywiscie koekietowal nas odslaniajac tylko fragmenty zza chmur). Z drugiej strony doliny - czterotysieczniki przy gigantycznej wzglednej roznicy wysokosci ok 2,5 km. Wszystkie te szczyty oczywiscie przypruszone sniegiem, niczym wielkanocna baba posypana cukrem pudrem.
Co istotne - myslalem, do tej pory, ze nie mam choroby lokomocyjnej, ale 3h w busiku, ktory z piskim opon wjezdza w serpentyne, wyprzedZa na niej przy krawedzi nie zabezpieczonej przepasci, a z gorki frunie po dziurach 140 dalo sie odczuc.
Widokowo genialnie. Mam nadzieje, ze jeszcze wrocimy za 3-4 dni w kaukaz, bo to doznanie mistyczne.
Ach no i bym zapomnil - w drodze powrotnej zobaczylismy fajna twierdze - Ananuri.
Teraz uzupelniam wpisy siedzac w hostelu w Tbilisi. Za 2 godziny mamy nocny plackartny pociag do Batumi, czyli wreszcie wakacje;-)